Rekolekcje wielkopostne 2011

Bardzo chciałam uczestniczyć w rekolekcjach wielkopostnych, w których oprawę muzyczną miał tworzyć mój ulubiony zespół Mocni w Duchu. Miały być to moje pierwsze rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym. Kupiłam nawet koronkę do Ducha Świętego i zaczęłam ją odmawiać wraz z tajemnicą różańca świętego: Zesłanie Ducha Świętego w intencjach o głębokie przeżycie tych rekolekcji dla naszej wspólnoty. Jakie było moje zdziwienie, kiedy we wtorek obudziłam się z ogromnym bólem gardła. W domu zapanowała grypa. Prosiłam więc Boga słowami: Ty wiesz Boże jak bardzo zależy mi na tym, by pójść na te rekolekcje. Jeżeli i Ty tego chcesz – pomóż mi. I przestałam o tym myśleć. Oddałam sprawę w ręce Boga i właściwie to zrezygnowałam już z moich planów. Następnego dnia obudziłam się jednak nie czując żadnego dyskomfortu. Gardło było w najlepszej formie, a nawet  w tak dobrej już dawno nie było. Pracując w szkole z małymi dziećmi straciłam dźwięczność w głosie a niedomykalność krtani , która doskwiera mi już wiele lat, często uniemożliwia mi aktywną pracę. Tego dnia nie mogłam się nadziwić dźwięczności mojego głosu. Tak brzmiący nie był już od bardzo dawna.

I wreszcie doczekałam się wieczoru. Mogłam wybrać się do kościoła Św. Wojciecha, aby uczestniczyć w rekolekcjach. Msza święta była taka zwyczajna, a o. Remigiusz Recław wydawał się być taki młody. Spodziewałam się zobaczyć kogoś starszego. Nie mniej jednak opuszczałam kościół z przeświadczeniem, że jutro znowu tu przyjadę.

W czwartek o. Recław prowadził modlitwę o uzdrowienie. Zdziwiło mnie to, że te młode dziewczyny śpiewające w zespole mają dar poznania. Wiedziały, że w tej chwili jest uzdrawiany człowiek z cukrzycy, inny z przewlekłego kataru. Zaczęło do mnie docierać, że wiek naprawdę nie gra tu żadnej roli. Duch Święty przychodzi do kogo tylko zechce. To zapewne powoli zaczynało otwierać we mnie jakieś drzwi.

W piątek z kolei ujęło mnie świadectwo Eli (mamy Ingi Pozorskiej- kierowniczki zespołu). Gdy zaczęła opowiadać o  swoim życiu, wówczas ujrzałam siebie w przeszłości z podobnymi problemami. Stała się więc mi bardzo bliska. Jej mąż miał glejaka – taki przypadek guza, którego się nie operuje. Podobne przeżycia były także i moim udziałem, gdyż kilka lat temu usłyszałam diagnozę lekarską dotyczącą mojego synka: „Guz przysadki mózgowej”. Przypomniałam sobie, jak wtedy się czułam, jak ugięły się  pode mną kolana, a ja mówiłam: nie, to nie może być prawda. To niemożliwe. Mnie nie mogło przydarzyć się coś takiego. Wspomnienia na nowo ożyły z wielką siłą. Duch Święty wykorzystał  w tamtej chwili moje emocje, bo najlepsze było jeszcze przede mną. Pod koniec Mszy świętej podzieliliśmy się na 3 – osobowe grupki. Stała obok mnie Ewa z mojej wspólnoty, więc szybko przytuliłyśmy się do siebie, żeby przypadkiem nikt nas nie rozdzielił. Otrzymałam nr 1. Tak zdecydowała Ewa. Uklękłam więc jako pierwsza, a Ewa i inna dziewczyna, która znalazła się w naszej trójce, modliły się nade mną. Zaczęłam prosić Ducha Świętego, aby otworzył drzwi mojego serca. Tak bardzo pragnęłam, aby wszedł i ogarnął mnie, choć nie wiedziałam jeszcze, o co tak naprawdę proszę. Nagle usłyszałam, że z moich ust wypływają słowa, których nie rozumiem. Było to coś w rodzaju: lamana la itp. Zrozumiałam, że to Duch Święty modli się we mnie. Tego uczucia nie da się opisać. Łzy szczęścia spływały mi po twarzy,  ale nie wstydziłam się tego. Gdy wstałam, by modlić się za Ewę poczułam, że mogę więcej niż dotychczas, że moja modlitwa ma jakąś nieznaną mi moc. Modliłam się w językach. Po chwili podszedł do nas ksiądz (nawet nie pamiętam który – jeśli się nie mylę ks. Herman) i na naszych czołach zrobił znak krzyża. Sądziłam, że podszedł do wszystkich. Tylko zdziwiłam się, że udało mu się tak szybko przejść przez tłum ludzi. Okazało się, że podchodził do wybranych osób. To wiem z relacji bardziej świadomych w tamtej chwili osób.

Na koniec – o. Remigiusz pobłogosławił nas monstrancją z Najświętszym Sakramentem, aby uzdolnić nas do niesienia krzyża. Dla mnie w tamtej chwili żaden krzyż nie przychodził do głowy, bo byłam przeszczęśliwa. W euforii wróciłam do domu i od razu zaczęłam opowiadać moim dzieciom, o tym co mnie spotkało. Mego męża nie było jeszcze w domu. Wrócił jednak po chwili z próby chóru w okropnym humorze. Moje wyznanie rozzłościło go jeszcze bardziej. Powiedział mi kilka bolesnych słów, które przeszyły moje serce jakby mieczem. Wówczas przypomniałam sobie  monstrancję i  słowa ojca Remigiusza. A więc to ten krzyż – pomyślałam. „W tej chwili mam go z pokorą nieść. Tak Panie. Zgadzam się. Dla Ciebie to uczynię”. W ciszy poszłam do swego pokoju i zasnęłam z Duchem Świętym, gdyż mój mąż tej nocy mnie opuścił. Następnego dnia dzień zaczął się od nowa . Zło odeszło i zapanował spokój. Szukałam tylko wolnych chwil, aby sprawdzić, czy przypadkiem Pan Bóg nie zabrał mi tego daru. Bałam się, że może to było tylko moje złudzenie. Ale nie. Gdy tylko przyzywam Ducha Świętego –On przybywa, a ja kładę swe dłonie na moim najmłodszym synku, by Jego moc go ogarniała i uzdrawiała. Teraz rozumiem słowa: „Jesteście świątynią  Ducha Świętego”. Czuję, że naprawdę we mnie zamieszkał.

Chwała Panu.

Dorota